ROK SZKOLNY 2023/2024

ROK SZKOLNY 2022/2023

                                                           ROK SZKOLNY 2021/2022

Rejs Unicusem
   Hej jestem Kuba i w tym opowiadaniu przedstawię wam mój pierwszy rejs statkiem, który nazywał się Unicus.
   -Kupiłeś bilety tato?
-Tak nie martw się Kuba kupiłem- odpowiedział mój tata.
Razem z moją siostrą nie mogliśmy się doczekać, to miał być nasz pierwszy rejs statkiem, więc biegliśmy bardzo szybko byleby już wsiąść na ten statek. Jeżeli chodzi o wygląd statku miał złotego konia na przodzie i dwa z tyłu, kilka żagli. Był w małej miejscowości Darłówko. No więc to tyle, przejdźmy już do rejsu. Kiedy dobiegliśmy do portu statku jeszcze nie było (pewnie dlatego, że biegliśmy jak wariaci z Anią), ale już widzieliśmy jak płynie. Byliśmy bardzo podekscytowani, nie mogliśmy się doczekać aż usiądziemy z na pokład i popłyniemy w morze. Pięć minut później statek już przypłynął, wszyscy weszliśmy na jego pokład i bardzo się cieszyliśmy. Kilka minut później, kiedy wszyscy byli już na statku, kapitan ogłosił, że wyruszamy w morze. Nie wiedzieliśmy co nas czeka…
-Aniu, jesteś gotowa? -spytałem się siostry.
-Tak jest! -odpowiedziała mi.
Gdy już byliśmy na pełnym morzu widzieliśmy inne statki, kilka żaglówek ze starymi osobami łowiącymi ryby, pomachaliśmy im, a oni nam odmachali. Widok był przepiękny! Dookoła tylko przepiękne, niebieskie, bezchmurne niebo i błękitnie morze. Gdy już mieliśmy wrócić obejrzeliśmy jeszcze raz ten piękny widok. Jak już byliśmy w porcie i wysiadaliśmy ze statku poczułem się super i powiedziałem mamie i tacie, żebyśmy to kiedyś powtórzyli.
   A więc tak potoczyła się historia w Unicusie, pod koniec dnia poszliśmy na lody, a potem jak już zjedliśmy, poszliśmy do wesołego miasteczka, w którym się dużo pobawiliśmy. Pod koniec dnia poszliśmy podziwiać zachód słońca na plaży, a kiedy tak siedzieliśmy  przyjechała nasza ciocia, wujek, i dwie kuzynki. Popatrzyliśmy więc razem na zachodzące słońce i później poszliśmy do naszych pokoi.
                            Jakub Styranka klasa VII
 
Niebezpieczna podróż
     Był rok 1998, piękny wieczór, całą rodziną zebraliśmy się na kolację. Moi rodzice od zawsze chcieli wypłynąć na morze i nie przejmować się codziennymi obowiązkami w domu czy pracy. Pragnęli tego tak bardzo, żeby spełnić marzenie, że aż przewrócili życie całej rodziny do góry nogami.
     - Córciu, mamy już nawet statek, pamiętasz? Twój dziadek nam go podarował, gdy się urodziłaś. Nic się przecież nie stanie jeśli wypłyniemy z mamą na małą podróż.
- Tato, ale spójrz na to z drugiej strony, co jeśli nadejdzie burza? Możecie tam zginąć!
- Kochanie, sprawdzimy pogodę, jeśli będzie tylko szansa na opady lub burze nie wypłyniemy z mamą statkiem. Nie martw się.
Rodzice ustalili datę na początek sierpnia, po sprawdzeniu pogody nic nie zapowiadało zmian w prognozie, miało być ślicznie, słonecznie, do czasu. Razem z bratem zostaliśmy w domu z babcią, gdy mama z tatą pojechali do miasta obok, gdzie był zbudowany port. Nie mieli w planach spędzić tam dzień, kilka, czy nawet miesiąc, chcieli popływać po morzu około roku. Był to trochę ryzykowny pomysł, ale szalony. Ich marzeniem było także zwiedzić kilka krajów podczas podróży. Mama po kilku godzinach zadzwoniła do babci, by ją poinformować, że dojechali i zaraz będą wypływać. Siedziałam z bratem w pokoju przez pierwsze 3 godziny, płakał, ponieważ martwił się i tęsknił za rodzicami. W tym samym czasie, gdy babcia robiła nam obiad, pyszne naleśniki z dżemem, u mamy rozgrywał się najgorszy koszmar, tak jak z filmów. Prognoza pogody zapowiadała gorące południe, jednak pomylili się, sprawdzili inne miasto. Okazało się, że ma być ogromna burza z piorunami. Byli zbyt daleko od brzegu, by uciec. Przypłynęli kawałek, burza się zaczęła, tata na szczęście znał numer do osób, które ratują takie osoby podczas burz. Zaczęło się robić naprawdę gorąco. Fale stawały się coraz większe, a statek zaczął się kiwać na boki.
- Marta kochanie, nie zginiemy tu, obiecuję ci! Popatrz już płyną po nas!  Mama podobno bardzo płakała, była przerażona.
     Gdy zaczynaliśmy jeść kolację wraz z bratem i babcią, ktoś zapukał do drzwi. Nie spodziewaliśmy się żadnych gości. To byli rodzice, razem z panem, który ich uratował. Usiedli z nami, byli przerażeni tą sytuacją. Opowiedzieli nam wszystko. Całe szczęście nie byli aż tak daleko od brzegu, nie wiadomo jak by to się skończyło.
- Przepraszamy was, sprawdziliśmy pogodę innego miasta. Naszym marzeniem nadal będzie wypłynięcie na morze oraz zwiedzenie kilka innych krajów, ale znajdziemy sobie inny cel w życiu, mniej szalony.                                       Emilia Nemeczek Klasa VII
 
Król Patryk z piernika i Jego wakacyjna przygoda
Dawno temu za górami, za lasami był sobie król Patryk z piernika. Wybrał się na plażę, było 36◦C, słońce grzało mocno. Król Patryk z piernika rozłożył koc, chciał odpocząć od swoich wiecznie niezadowolonych poddanych. Położył się na nim i zasnął. 
Nagle obudziły go krzyki RATUNKU! POMOCY! REKIN! Król Patryk z piernika chwilę wpatrywał się w wodę. Tak, było widać tam ogromną płetwę, wszedł do wody i zobaczył małego rekina, który zabłądził. Król Patryk z piernika uspokoił maleństwo i popłynęli razem do Atlantydy. Tam nie było niestety mamy rekinka, więc popłynęli do Rowu Mariańskiego, spotkali tam Krakena, ale on nie widział mamy rekinka, więc popłynęli do portalu czasu. Może tam jest jego mama. 
Odnalazła się! Okazało się że ten mały rekinek to nie jest zwykły rekin – to Megalodon. Jego mama była bardzo szczęśliwa, potem zaprosiła króla Patryka z piernika na ucztę. Na stole znajdował się łosoś z rusztu, makrele i sardynki. Pycha smacznego!
                                                                                                    Piotr Smajdor  Klasa IV
 
Wyprawa na zamek bratysławski
Trzeciego dnia pobytu na Słowacji pojechaliśmy z rodziną na zamek w Bratysławie pozwiedzać komnaty starej katedry. Gdy weszliśmy przez drzwi zobaczyliśmy wielki tron.
Okazało się, że ten tron ma ponad 500 lat. Przeszliśmy potem do pokoju króla, obejrzeliśmy jego łóżko, aż tu nagle zauważyliśmy, że za szafą są jakieś stare drewniane drzwi. Tata odsunął szafę i otworzyliśmy drzwi, było tam dużo pajęczyn i długie kręcone schody. Zeszliśmy kilka metrów pod ziemię, a tam drugie drewniane drzwi. Po otwarciu widzieliśmy różnego rodzaju amunicje. Szliśmy korytarzem, zobaczyliśmy organy kościelne szliśmy, szliśmy i dotarliśmy do pomieszczenia gdzie kiedyś było więzienie, ponieważ był tam szkielet. Gdy wyszliśmy to złapał nas ochroniarz, pokazaliśmy mu ten tunel. Powiedział nam, że nikt, nawet on nie wiedział o tym.
Po miesiącu weszliśmy znowu do zamku. Szafa była już dalej przesunięta,  było też oświetlenie. Byliśmy szczęśliwi, bo sprawiliśmy atrakcję turystom.
                                                                              Bartosz Lizoń Klasa IV
Wakacje
      Pewnego niedzielnego popołudnia postanowiliśmy z rodzicami i ciocią, że te wakacje spędzimy nad polskim morzem w Kołobrzegu. Wszyscy się ucieszyli, bo mogli w końcu  odpocząć.
      W następnym tygodniu spakowaliśmy potrzebne rzeczy i wyruszyliśmy w drogę.  Podróż była bardzo męcząca, ponieważ mocno padał deszcz. Gdy już dotarliśmy rozpakowaliśmy się i poszliśmy spać. Przez dwa tygodnie, które tam spędziłem  była piękna słoneczna pogoda. W ośrodku wypoczynkowym  poznałem nowych kolegów, z którymi grałem w piłkę i jeździłem na rowerach. Spotkałem się z kuzynostwem, z którym skakałem po falach i trampolinach, bawiłem się w piasku budując wielkie zamki, jeździłem hulajnogami elektrycznymi i się wygłupialiśmy. Wszyscy razem chodziliśmy na plażę i długie wieczorne spacery o zachodzie słońca.
    Niestety musieliśmy wracać do domu. Gdy wyjechaliśmy chciało mi się płakać, ponieważ to były najlepsze wakacje w moim życiu.
                                                                                 Miłosz Popiela Klasa IV
Warszawska przygoda
    Pewnego sobotniego ranka rodzice obudzili mnie bardzo wcześnie. Okazało się, że jedziemy na wycieczkę do Warszawy. Przygotowałam się do podróży i ruszyliśmy.
    Jechaliśmy bardzo długo. Jak dojechaliśmy do stolicy byliśmy koło Pałacu Kultury i Nauki. Nie widziałam nigdy większego budynku, bo mieszkam na wsi. Weszliśmy do środka, kupiliśmy bilety i wjechaliśmy na 30 piętro. Widoki były przepiękne. Widzieliśmy  Zamek Królewski, Most Świętokrzyski, apartament Roberta Lewandowskiego i Wisłę. Jak zeszliśmy pojechaliśmy jeszcze do Centrum Nauki Kopernik. Było tam wiele różnych i ciekawych mechanizmów. Mi najbardziej spodobał się robot czytający książki. Pod koniec dnia wybraliśmy się do hotelu. Nasz pokój miał numer 21. Rano pojechaliśmy jeszcze zobaczyć Stadion Narodowy i Kolumnę Zygmunta. Po drodze zauważyliśmy orkiestrę śpiewającą warszawskie piosenki. Wracając do domu zatrzymaliśmy się zjeść obiad, a przy jednym ze stolików siedział Robert Lewandowski. Poprosiłam go o autograf i wspólne zdjęcie.
    Tak właśnie spędziłam swoje wakacje. Mój wyjazd był bardzo intensywny i pełen emocji. Polecam przyjechać do Warszawy i zobaczyć piękno stolicy.                         
                                                                                    Gabriela Tomaszek Klasa IV
                                                 ROK SZKOLNY 2020/2021
                                                 ROK SZKOLNY 2019/2020
 
Drewniane słowa
      Było to w zeszłą środę, no przynajmniej tak mi się wydaje, szedłem wtedy do lasu. Skrawek lata jeszcze pozostał, lecz nie dużo. Ja przynajmniej już parę dni czuję, jakby było już 20 października i na drzewach liście długo nie pozostaną, a ja nie mam zamiaru po nich deptać. Idąc przez ten las rozmyślałem i rozważałem, co w owym właśnie lesie mogłoby się zdarzyć. Posiadam bardzo bujnią wyobraźnię, która czasem z mózgu schodzi nieco na oczy i widzę rzeczy niestworzone, których nikt wokół mnie nie jest w stanie zauważyć.
      I kiedy tak rozmyślałem, nagle moją uwagę przykuł punkt na drzewie, który na moich oczach się ruszył. Najpierw wydawało mi się, że mam przywidzenia, co byłoby zgodne z tym o czym mówiłem wcześniej, ale kiedy podszedłem ciut bliżej, moje wszelkie wątpliwości zostały rozwiane… ponieważ to wiewiórka, której z drzewa spadł orzeszek. Tak, więc zaśmiałem się nieco pod nosem i poszedłem dalej. Kiedy tak wędrowałem i wędrowałem doszedłem prawie do skraju lasu, gdzie nigdy wcześniej nie byłem. A więc, po krótkim zastanowieniu się zawróciłem i poszedłem dokładnie tą samą drogą, co wcześniej. Gdy byłem już prawie w połowie wędrówki, czyli w środku lasu, znowu coś nieruchomego poruszyło się wydając nieprzyjemne skrzypnięcie niczym stare drzwi. Kiedy już pewniej podszedłem z myślą, iż to kolejna taka wiewióreczka, zobaczyłem na własne oczy, że drzewo poruszyło się jeszcze gwałtowniej. Zatrzymałem się, a drzewo do mnie przemówiło.
 - Witaj Podróżniku – przywitało mnie serdecznym głosem.
 - Eee … Dzień dobry, dzień dobry – powiedziałem niepewnie.
 - Dzień dobry, dzień dobry. Powiedz mi młodzieńcze, jak się to stało, że się tu znalazłeś? – zapytało drzewo grubym i chropawym głosem.
 - Poszedłem dotlenić się trochę i w kojącej ciszy przechadzać się po tym pięknym  i malowniczym lesie  – odpowiedziałem.
 - To bardzo dobrze. Wydaje mi się, że chowasz w sercu pytanie: Skąd się tu wziąłem? Z góry mówię, że nie mogę udzielić ci odpowiedzi na to pytanie. Czas mam ograniczony i za chwilę zamienię się znów w nieruchome drewno, a ty od razu o mnie zapomnisz i choć myślisz, że jesteś w połowie lasu to za 10 minut będziesz już w domu. Tak więc żegnaj!!! – powiedziało drzewo i zastygło nieruchomo.
 - Do widzenia!!!  – odpowiedziałem.
    O tym wszystkim, co przeżyłem i zobaczyłem szybko zapomniałem. Stało się tak, jak drzewo przepowiedziało, lecz teraz mój drogi Czytelniku na pewno ogarnia Cię ciekawość i pytanie: Skoro zapomniałem, to w jaki sposób to napisałem? No cóż… może się nie obrazisz, lecz ktoś o kim tutaj napisać nie mogłem, również to czyta i trzyma mnie za słowo, że o nim nie wspomnę.
       Tak, więc do zobaczenia w kolejnej opowieści!!!
                                                                                               Michał Piszczek Kl. VII   
 
Drzewo
       Pewnego razu przydarzyła mi się dziwna i niespodziewana rzecz, gdyż przemówiło do mnie drzewo. Poszłam na spacer, szłam asfaltową drogą.  Jeździło nią bardzo dużo samochodów, chociaż to nie była autostrada. Ta okolica jest bardzo, bardzo zanieczyszczona . Ludzie tutaj palą w piecach plastikami i oponami, jest tu fabryka i tutaj też jest wielkie wysypisko! To znaczy nie segregują śmieci. Ta ulica nazywana jest Czarnym Światem, nikt nie chce tu przebywać. Większość ludzi, którzy tu mieszkają to starzy i ubodzy obywatele.   
       Jest tu niedaleko mały las, więc chciałam go zobaczyć. Kiedy tak w spokoju szłam, potknęłam się o korzeń, uderzyłam się w głowę i nagle usłyszałam jak ktoś mnie ciężkim, smutnym głosem zapytał:
-Nic ci nie jest?! Bardzo cię przepraszam, myślałem, że to ci źli ludzie, którzy ścinają drzewa, palą ogniska i ryją po mojej starej korze.
-Nic mi nie jest. Zaraz, zaraz  kto to powiedział? Gdzie jesteś? Pokaż się ty żartownisiu! Ściągnęłam  bluzę, przyłożyłam do czoła. Kręciło mi się w głowie, usiadłam więc na korzeniach starego drzewa. Właśnie się zorientowałam, że drzewo obok mnie przemówiło. 
-Chyba oszalałam-pomyślałam. Zaczęłam wołać o pomoc, przecież to było bardzo dziwne i niecodzienne zjawisko usłyszeć gadające drzewo.
-Ja ci mogę pomóc jak ty pomożesz mi. Obiecaj mi, że pomożesz mi i temu czarnemu miastu.
-Ale jak? -zapytałam ze zdziwieniem.
-Powiedz ludziom, żeby nie śmiecili i nie palili plastikiem. Ci ludzie, schorowani, starzy i ubodzy mieszkańcy umrą jeśli nie będą dbać o środowisko.  To miasto, będzie miało nowy przydomek-Miasto Trupów i Duchów.
-Ojej pomogę ci z całych sił! Jak ty mi pomożesz przecież nie mogę w takim stanie przejść ani metra?
-Proszę bardzo-odparło drzewo.
     Nagle wszystko zamarzło i poczerniało. Wszędzie widać tylko czerń i smutek, rozpacz i tak przez długą chwilę, potem otworzyłam oczy. Byłam w szpitalu, wszędzie biel i cisza, chorzy ludzie.
-Gdzie ja jestem?-pomyślałam
-W końcu się obudziła nasza śpiąca królewna- powiedział lekarz.
-Dostałaś w głowę łomem i ktoś chciał cię porwać. Nie bój się jesteś tu bezpieczna uratował cię wielki pies Edward owczarek kaukaski ,gdyby nie on obudziłabyś się w piwnicy lub w białym miejscu z aniołami. Masz naprawdę szczęście! Pies chyba na ciebie czeka przy wejściu-powiedziała lekarka.
    I od tej pory bezdomny Edward  został moim przyjacielem , był milutki oddany i odważny. Posłuchałam drzewa ze snu i mówiłam ludziom, żeby dbali o środowisko. Dzięki temu spacerowi zyskałam wielką  bliznę na czole i wspaniałego przyjaciela, który uratował mi życie.
                                         Nicola Matysik klasa VII
Magiczny Las
    Było to pewnego ciepłego dnia. Byłem w lesie z tatą. Chodziliśmy i szukaliśmy grzybów. Nie wiedziałem wtedy jeszcze o tym, co się stanie.
    Chodziliśmy po specjalnych ścieżkach. Jakimś cudem gdzieś między mchem znalazłem piękną zieloną gołąbkę. W tym czasie  mój tata znalazł duży krzak owoców leśnych. Wziąłem grzyba i pobiegłem do taty. Zjadłem trochę jeżyn, a później poszedłem szukać więcej gołąbek, prawdziwków i koźlarzy. Mój tata znalazł pięknego borowika, ale niestety był to trujący borowik szatan, więc poszedł dalej. Ja niechcący zahaczyłem nogą o prawdziwka szatańskiego i wyrwałem go. Wtedy poczułem, jakby ktoś dotknął mnie dwa razy w plecy. Odwróciłem się i zobaczyłem drzewo, które ma oczy, usta i nos. Powiedziało do mnie:
-Nie wiesz, że nie można wyrywać grzybów trujących.
-Dlaczego? - odparłem zdziwiony.
-Dlatego, ponieważ jeśli wyrwiesz go ręką, możesz później oblizać palce i się silnie zatruć.
-Nie wiedziałem, a jakim prawem ty w ogóle mówisz?
-Jestem magicznym drzewem, niektórzy nazywają mnie strażnikiem tego lasu. Pokazuję się ludziom, którzy robią coś, czego nie powinno się robić- odparł strażnik lasu.
-To bardzo ciekawa praca- odpowiedziałem.
-Jest ciekawa, lecz bardzo męcząca, ponieważ czasem muszę mówić głupim ludziom coś po sto razy, aby zrozumieli.
-Ty to musisz mieć nerwy ze stali- powiedziałem.
-Tak, mam, to już wyćwiczone. Ja już będę leciał. Muszę ostrzegać inne osoby. Pamiętaj co ci mówiłem. Żegnaj. - odpowiedział strażnik i zniknął.
     Byłem bardzo zdziwiony. Opowiedziałem o tym tacie i wróciliśmy do domu z trzema wielkimi koszami grzybów. Cała moja rodzina była bardzo zdziwiona. Tego dnia zjedliśmy pyszne zapiekanki z grzybami.
Ta historia była bardzo ekscytująca. Liczę na to, że kiedyś jeszcze spotkam strażnika lasu.
                              Szymon Pierzchała  klasa VII
Gość
      Był to kolejny dzień nauki. Chodziłem do klasy siódmej. Był czerwiec, słońce grzało tak mocno, że wszyscy myśleliśmy tylko o tym, kiedy zadzwoni ostatni dzwonek.
     Nareszcie doczekaliśmy się. Każdy w pośpiechu opuścił szkołę i wszyscy poszliśmy do naszych domów. Moja mama kończyła pracę o 15.30, więc póki nie wróciła odrobiłem zadanie domowe na jutro. Po powrocie mamy pomogłem jej przygotować pyszny obiad. Tego dnia jedliśmy filety z kurczaka z ryżem. Ten dzień upłynął nam bardzo szybko. Następnego dnia był już piątek. Jak zazwyczaj ubrałem moją koszulkę z napisem ,,piątek, piąteczek, piątunio". Pierwsze godziny w szkole upłynęły bardzo szybko. Na czwartej przerwie zobaczyłem, że jakiś pan wchodzi do szkoły. Wyglądał na bardzo zagubionego. Nie zdążyłem się przyjrzeć dokładniej, a już zadzwonił dzwonek. Nie mogłem się skupić na lekcji, bo ciągle myślałem kim on był. Spytałem się nauczycielki, czy mogę wyjść do toalety, ponieważ chciałem sprawdzić, czy dalej tam jest. Znalazłem go w jadalni. Bardzo się zdziwiłem, gdy zobaczyłem, że otwiera jakiś portal.
     Byłem bardzo ciekawski i chciałem lekko się przez niego wychylić, ale portal wciągnął mnie od razu. Byłem w jakimś dziwnym miejscu. Dopiero po chwili spostrzegłem napis ,,jadalnia". Nie przypominała ona naszej starej jadalni. Stoły były bez nóg , a unosiły się na jakiś niebieskich impulsach. Krzesła również były tak zbudowane. Chciałem zapytać się kogoś z personelu, gdzie jestem i który mamy rok. Nie spotkałem tam żadnej żywej osoby, ale robota, który przyrządzał jakieś danie.
-Przepraszam! - krzyknąłem do robota
Nie zareagował. Nie krzyczałem więcej, bo domyśliłem się że i tak chyba  nie otrzymam odpowiedzi. Gdy wybiegłem z jadalni wpadłem na jakiegoś człowieka.
-Najmocniej przepraszam - powiedziałem.
-Przepraszam, a który mamy rok? - zapytałem
-Mamy 2119. Poczekaj. Czy ty nie jesteś tym chłopcem, który tak bardzo mnie obserwował?
Dopiero po tych słowach zobaczyłem w nim tę osobę, która chodziła po mojej szkole.
-Tak, to ja. Co ty tam robiłeś? - zapytałem.
-Chodź, pokażę ci  coś - odparł.
Wyszliśmy przed budynek szkoły. Zobaczyłem mnóstwo ludzi chodzących w maskach.
 -Widzisz. to przez brak segregacji przez ludzi w waszych czasach my, musimy zmagać się ze smogiem.
-Nie wiedziałem, że to może być takie groźne.
-Otóż widzisz. Od 2088 roku nie widzieliśmy czystego nieba.
Gdy to usłyszałem stanąłem jak słup soli.
-Co mogę zrobić, aby jakoś to zmienić?
-Musisz porozwieszać ogłoszenia po całym twoim miasteczko oraz musisz zachęcać inne osoby z innych miast. Na plakatach napisz "Jeżeli chcecie żyć zdrowo, SEGREGUJCIE!".
-Zrobię co mogę.
Po tej rozmowie nieznajomy otworzył mi portal do 2019 roku. Byłem z powrotem na stołówce. Gdy chciałem opowiedzieć o tym kolegom, coś blokowało mnie. Powiedziałem tylko, że musimy dbać o naszą planetę, jeśli chcemy żyć zdrowo. Szybko poszliśmy do drukarni i wydrukowaliśmy mnóstwo plakatów. Gdy wróciłem do domu zobaczyłem wiszący u mnie w pokoju plakat z napisem "Młody Ekolog, ratuje świat". Po chwili domyśliłem się, że to "gość" zawiesił ten plakat.
    Całą  tą przygodę zapamiętam do końca życia. I pamiętajcie "Jeśli chcecie żyć zdrowo SEGREGUJCIE!". Bo jeżeli my nie będziemy dbać o naszą planetę, to kto ma o nią dbać?
                                                                 Szymon Pierzchała kl VII
 
Czy lepiej mieszkać w domu czy w bloku?
      Wiele osób często ma dylemat : Lepiej mieszkać w domu, czy w bloku. Ja uważam, że lepiej mieszkać w domu. Postaram się to udowodnić w poniższych argumentach.
      Zacznę od tego, że gdy wynajmujemy mieszkanie w bloku, to nie mamy dostępu do własnego podwórka, co często może być problemem, gdy chcemy posiadać psa lub kota, który musi się wybiegać. Z powodu braku podwórka możemy również mieć kłopot ze znalezieniem miejsca parkingowego, szczególnie w większych miastach jak Katowice czy Warszawa.
       Z drugiej strony mieszkanie w bloku jest o wiele tańsze niż wybudowanie własnego domu. Za to gdy mieszkamy w bloku nie musimy się martwić o ogrzanie naszego domu zimą.
       Z kolei w blokowisku nie mieszkamy sami i często nasi sąsiedzi mogą bardzo hałasować, przez co nie możemy znaleźć chwili spokoju, ciszy i nawet czasem nie możemy spokojnie odpocząć po pracy. Zdarza się , że mogą oni nawet na złość nam hałasować.
      Następnie przejdę do tego, że gdy posiadamy  własne mieszkanie mamy w nim więcej miejsca do dyspozycji i gdy budujemy dom możemy rozplanować sobie układ pomieszczeń taki, jaki  chcemy.  W bloku nie możemy tego zrobić, gdyż gdy kupujemy tam mieszkanie to jest ono umeblowane.
      Mieszkanie  w bloku na dłuższy czas nie jest zbyt opłacalne, ponieważ po pewnym okresie pieniądze, które wydaliśmy na wynajem mieszkania w bloku mogą się wyrównać i przekroczyć te, które wystarczyłyby na budowę własnego domu.
      Podsumowując moje rozważania, pragnę stwierdzić, że mieszkanie we własnym domu jest lepsze niż w bloku. Co prawda nie każdego stać na dom, ale wiele banków oferuje pożyczki na budowę domu, które można spłacać  przez kilka lat .
                                                                   Szymon Pierzchała klasa VII
 
Czy lepiej mieszkać w domu czy w bloku?
         Ludzie mają różne poglądy na temat swojego miejsca zamieszkania. Niektórzy twierdzą, że nic nie zastąpi im domu, bo jest to najlepsze miejsce do rozwijania się i poznawania nowych ciekawych rzeczy. Są  jednak i tacy co uważają, że mieszkając w bloku ma się idealne warunki do życia. W takim razie gdzie jest lepiej? W domu, czy w bloku? Przypuszczam, że pomimo wszystko lepiej jest mieszkać w domu. Spróbuję potwierdzić moją opinię w paru argumentach, by każdy z was lepiej zrozumiał co mam na myśli.
      Po pierwsze z mojego ,,doświadczenia” w domu ma się więcej przestrzeni do funkcjonowania   i mnóstwo możliwości do zrealizowania swoich pomysłów. Można na przykład dobudować sobie kolejne piętro lub zagospodarować puste pomieszczenia. Ponadto jeśli się chce założyć rodzinę to nie trzeba się przeprowadzać, bo nie wystarcza przestrzeni.
       Następnie  przejdę do argumentu z wypowiedzi mojej przyjaciółki. Uznała, że ,,Lepiej jest mieszkać w domu, ponieważ wie się, że to jest swój własny kąt. Gdy jest się w bloku nie można przywiązywać się do mieszkania, bo zdarza się, że trzeba je opuścić.” Mieszkała ona najpierw w domu, lecz niestety musiała się przeprowadzić i zamieszkała w bloku. Podczas jednej z rozmów wyznała mi, że bardzo chciałaby wrócić do domu, bo tylko tam czuje się klimat rodzinny i nie trzeba się martwić o to ,,co będzie dalej.”
    Kolejnym potwierdzeniem mojej hipotezy jest to, że w mieszkaniu wynajmowanym trzeba zachowywać się cicho, bo każdy sąsiad może cię posądzić o hałasowanie. Ciężko jest zachować ciszę     i spokój, gdy ma się małe dziecko, które nie rozumie, że nie wolno krzyczeć i płakać, ponieważ to może zakłócać innym osobom ich wykonywane czynności. Na przykład starsi ludzie nie lubią hałasu, bo nie mogą się przespać, lub nie słyszą wiadomości w radiu, gdyż maja problemy ze słuchem.
         Podsumowując moje rozważania, pragnę stwierdzić że mieszkanie w domu to najlepszy sposób na komfort osobisty, gdyż ma się dużo przestrzeni i dodatkowo własny ogród. Oprócz tego nie trzeba się zbyt martwić o zakłócanie spokoju, ponieważ sąsiedzi nie mieszkają ,,za ścianą.” Chyba, że ma się dom bliźniaczy to wtedy to określenie byłoby prawidłowe. Ja mieszkałam w domu, który był wolnostojący, więc nie musiałam się martwić, że ktoś mnie posądzi o zakłócanie spokoju. Lubię mój dom i bardzo się z nim związałam, dlatego tak uważam.
                                                                     Emilia Tyrkiel kl. VII
 
 Opis przeżyć wewnętrznych
      Trzymałem w ręce aparat. Zimny pot zalewał mi twarz, gdy nagle zobaczyłem niedźwiedzia. Przyglądał mi się , jakby coś podejrzewał. Zrobiłem zdjęcie, niestety zapomniałem wyłączyć flasha          w aparacie i białe światło rozbłysło w oczach zwierza.
       Niedźwiedź puścił się w pogoń za mną, uciekałem w dół drogi leśnej z nadzieją ,że znajdę wcześniej schowany rower. Strach dodał mi sił w nogach. Nagle...Uwagę niedźwiedzia zwrócił koszyk piknikowy z mięsem i innymi smakołykami. W tym momencie walczyły we mnie niepewność  z nadzieją. Zagryzłem wargi  w nadziei, że zwierz zainteresuję się koszykiem. I tak się stało - niedźwiedź dorwał się do jedzenia. Jednak ,gdy zrobiłem krok, on podniósł głowę i znowu mi się przyglądał. Czułem drżenie rąk i mocne bicie serca. Nagle przypomniałem sobie , że w plecaku mam zestaw piknikowy. Chciałem więc go  rzucić daleko od siebie ,ale pomyślałem, że zwierz uzna to za zbyt gwałtowny ruch. Szybko zastanawiałem się co robić, aż nagle niedźwiedź ruszył w moją stronę wolnym krokiem. Gdy zacząłem powoli iść, on przyśpieszał. W końcu zdecydowałem, aby puścić się biegiem. Zwierz nie rezygnował z pościgu za mną. Gdy zbiegłem w dół drogi, zobaczyłem małą chatkę z drewna, był to domek leśniczego.
           Wszedłem i opowiedziałem całą historię. Myśliwy wyszedł do niedźwiedzia
ze strzelbą z nabojami usypiającymi. Jak się okazało, była to niedźwiedzica, która uciekła z klatki podczas transportu. A jej młode czekały na matkę.
                                                            Daniel Kasprzyk Klasa VIb
 
                                                ROK SZKOLNY 2018/2019
Skąd się wziął grad?
      Wysoko w chmurach, tam gdzie nie sięga nasz wzrok mieszkał naród wody. Życie narodu było bardzo spokojne. Pracowali i spędzali czas wolny podobnie jak my. Jedyne co  różniło ich od ludzi , to wygląd i przedmioty jakie posiadali, wszystko co mieli było z wody i lodu. Wyglądali jak my, tylko byli cali z wody i tak jak my mieli ubrania – ale całe z lodu. Ich domy były z chmur i mgły. Król narodu wody miał na imię Hydrant. Jako władca był większy od przeciętnej osoby.
       Pewnego dnia wysłał swojego zaufanego poddanego na Ziemię, by sprawdził obcą cywilizację. Gdy dotarł do celu zobaczył, że ludziom brakuje wody. Postanowił w pośpiechu wrócić do króla i o wszystkim mu opowiedzieć. Po pewnym czasie Hydrant zrobił zbiórkę wody i spuścił na Ziemię. Po kilku dniach wysłał poddanego na dół, by zobaczył czy dzięki nim ludziom jest lepiej żyć. Po powrocie sługi okazało się, że jest już lepiej.
     Po kilku długich latach Ziemianie zaczęli narzekać na ilość wody, którą im spuszczali. Wtedy król zebrał wodę i ją zamroził. Chcąc ukarać ludzi zrzucił na nich wodę w postaci gradu dokonując małych zniszczeń. I tak robi to do teraz, gdy widzi, że ludzie na to zasługują.
                                              Patryk Tokarczyk  Kl. V b
 
POBYT NA MARSIE
      Dnia 15 lutego 2024 roku wraz z przyjaciółmi poleciałam na Marsa. Podróż trwała chwilkę, niebo, kosmos... było piękne. Gdy wysiedliśmy z kosmolotu przywitał nas, raczej przywitali nas mieszkańcy Marsa. Pierwszy przywitał nas ufolud, który nazywał się Franky. Był przyjazny, zaprosił nas na obiad do pobliskiej restauracji. Jedliśmy danie, które nazywało się "podniebna kanonada". Był to stek w kształcie samolotu oraz małe ziemniaczki gwiazdki. Po obiedzie Franky zabrał nas na spacer. Lataliśmy, chodziliśmy po chmurach, było supcio! Franky opowiedział nam też o swojej rodzinie. Spotkaliśmy jego przyjaciół, naprawdę fajni ludzie, o ile to są ludzie!
    Na koniec zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Musieliśmy już wracać. Nigdy nie zapomnę tej przygody!   Julia Jawor klasa Vb
 
Wyprawa na Marsa
    O godzinie 9:00 razem z moją kuzynką ruszyłyśmy na Marsa. Gdy byłyśmy już w Kosmosie zobaczyłyśmy niezwykłą rzecz. Były to spadające gwiazdy, a wyglądało to tak jakby w nocy padał świecący śnieg. Było to niesamowite zjawisko...
Leciałyśmy już  15 minut, aż w końcu dotarłyśmy do celu naszej podróży. Na Marsie wszędzie było czerwono! Kamienie, ziemia, góry, a nawet trawa były czerwone! Nagle z moją kuzynką Oliwką zauważyłyśmy, że jedna skała się rusza. Na początku się przestraszyłyśmy... Skała zaczęła się podnosić i zamiast niej stał teraz przed nami jakiś mały stworek. Oliwka powiedziała, że zanim wybrałyśmy się w tę podróż czytała o mieszkańcach Marsa, i że to jest młody królimik (połączenie królika i chomika).              Powiedziała mi również, że małe królimiki bez swojej matki sobie nie poradzą. Więc zaczęły się poszukiwania mamy małego. Nie musiałyśmy długo szukać, bo matka sama się znalazła. Podziękowała nam po marsjańsku. Niestety przyszedł czas pożegnania i w drogę!
Tak skończyła się nasza podróż...
                                                            Emilia Uryga kl. Vb   
 
Złote łowy
     Pewnego dnia udało mi się złowić złotą rybkę. Na początku nie wierzyłem własnym oczom. Po chwili rybka odezwała się :
- Jestem złotą rybką i spełnię twoje trzy życzenia.
- Ty potrafisz mówić - powiedziałem ze zdumieniem.
- Tak, potrafię - odrzekła rybka.
     Dopiero po chwili  dotarło do mnie, że mogą się spełnić trzy moje marzenia. Pomyślałem o życzeniach. Pomyślałem o sportowym samochodzie, masie pieniędzy i super ubraniach za kilka tysięcy złotych. W pewnym momencie rybka powiedziała:
- Pamiętaj młody chłopcze,  nie musisz prosić tylko o rzeczy materialne.
Po chwili zadzwonił mój telefon. Dzwoniła moja mama. Mówiła, że tata miał wypadek i zagrożone jest jego życie. Mama jeszcze nie wiedziała, że złowiłem złotą rybkę, która spełni moje trzy życzenia. Do głowy wpadła mi myśl o tym, by zrezygnować z życzeń, które będą dla mnie dobre. Może trzeba coś pomyśleć o rodzinie, bliskich i kolegach. Podszedłem do rybki i zacząłem składać życzenia. Pierwsze, o zdrowie dla całej mojej rodziny przez następne kilkanaście lat, drugie , o nowy rower dla Sebastiana, a najlepiej taki do jazdy po górach, a trzecie o pokój na Ziemi przez następne tysiąc lat.
- Twoje życzenia zostaną spełnione, a gdybyś potrzebował pomocy to po prostu przyjdź w to samo miejsce i mnie zawołaj - powiedziała złota rybka i odpłynęła.
Po odpłynięciu rybki pobiegłem na przystanek dla taksówek i wziąłem przejazd ekspresowy do szpitala. Zadzwoniłem do mamy i powiedziałem, aby weszła do pokoju taty. Czekałem tam ze zdrowym i pełnym sił tatą. Mama nie mogła uwierzyć własnym oczom. Opowiedziałem im tę historię w skrócie i pobiegłem do domu Sebastiana. Rower stał przed jego bramą. Zadzwoniłem do bramki i po chwili wyszedł do mnie Sebastian i powiedział:
- Co to za rower? To twój?
Chyba nie zauważył swgo imienia, które było napisane na kierownicy. Powiedziałem, aby zobaczył na rower od tyłu. Gdy to ujrzał- ,,skamieniał". Wprowadziłem rower na jego podwórko, a on rzucił się na mnie i chyba z radości mnie przewrócił. Spytał się mnie:
- Skąd wiedziałeś, że zawsze taki chciałem?
- Muszę ci opowiedzieć tę  historię, bo i tak nie zrozumiesz.
Do domu wróciłem około godziny dwudziestej pierwszej. Gdy zobaczyłem czarne Lamborghini stojące przed moim domem pomyślałem:
- Co do diabła?
Chciałem zapytać rodziców , skąd się tu wzięło. Wbiegłem do domu, gdzie zobaczyłem dwa małe pieski z rasy Samojed. Takie, o jakich zawsze marzyłem. W moim pokoju stał najnowszy zestaw gracza firmy Genesis. Pomyślałem:
- Przecież te pieski i ten zestaw kosztują z dziesięć tysięcy złotych.
 W kuchni czekali moi rodzice.
-Skąd to wszystko się tu wzięło? - zapytałem.
- Mówiąc dosłownie to spadło z nieba – odpowiedzieli.
Ma stole leżała kartka z napisem ,,Za twoją dobroczynność spełniłam wszystkie twoje marzenia" . Zrozumiałem , że są to nagrody za moje dobre uczynki i otrzymałem je od złotej rybki. Pobiegłem zobaczyć garaż. Czekały tam na mnie takie niespodzianki jak : nowy rower do downhillu ( do zjeżdżania z gór) , samochód z przyczepą, na której był jacht. Poszedłem spać. Następnego dnia w moim pokoju pojawił się 60 -calowy telewizor z nowym Xboxem One S. W kuchni czekał świeżo upieczony tort. Z tego wszystkiego zapomniałem, że dziś jest 17 września, czyli moje urodziny . Tort był przepyszny. Zjadłem chyba 5 kawałków. Poszedłem zobaczyć , czy coś w ogrodzie się zmieniło. Pojawił się tam  staw, obok stała altanka i przepiękny skalniak. Mój dom otaczał śliczny żywopłot. Poszedłem jeździć na nowym rowerze. Zobaczyłem ładną willę. Była ona na miejscu domu najbiedniejszego mieszkańca wsi. Okno domu otworzyło się, a w nim ukazała się twarz pana Jaskółki. Wyglądał na bardzo zadowolonego. Jego dom był teraz taki, jak dom najbogatszych mieszkańców wsi. Wróciłem do domu. Siedziałem w altanie i patrzyłem w jeziorko. Ujrzałem w nim tę samą rybkę, którą spotkałem w jeziorze. Powiedziała mi:
- Pamiętaj, gdy niczego ci nie brakuje, najpierw pomyśl o innych, a dopiero później, o sobie.
        Przygody tej nigdy nie zapomnę. Chyba nadal do mnie nie dotarło to, co się wydarzyło na przełomie trzech ostatnich dni. Rybka do dziś pływa w moim stawie. Może i wy ją spotkacie. Wystarczy tylko uwierzyć.                     Szymon Pierzchała klasa VI
 
Złota rybka
      Pewnego dnia udało mi się złowić złotą rybkę... Był to piękny dzień, chciałam spróbować nowych rzeczy; łowienia ryb. Mój tata pożyczył mi wędkę. Trudno było zarzucić wędkę, ale się nie poddałam. Zaczęłam łowić, bardzo długo siedziałam bez ruchu, aby nie spłoszyć ryb.                                                         Nagle coś pociągnęło mnie, na szczęście to chyba nie była duża ryba i nie wpadłam do wody, coś zabłysło w wodzie, tak jakby małe słońce. Kiedy wyciągnęłam rybkę wydawała mi się dziwna, miała ostre jak brzytwa zęby, lśniącą skórę, a łuski były jak ze złota. Ryba przemówiła do mnie dumnym głosem:
-Wypuść mnie, młoda damo albo tego pożałujesz.
-Przepraszam cię, ale chyba zraniłam twoje gardło, mogę ci zaoferować pomoc, bo jeśli cię wypuszczę to zginiesz-odpowiedziałam tak jakby nigdy nic.
 Dopiero później zorientowałam się że rozmawiam z rybką (chyba zwariowałam), wrzuciłam rybkę do wiadra z wodą. Na szczęście miałam to wiaderko, bo  było już coraz ciemniej, zbliżał się wieczór. Razem z rybką szłam  domu. Wzięłam stare akwarium, umyłam je, ułożyłam  ładne kamyki, aby rybka czuła się jak w domu, włożyłam złotą rybkę, nakarmiłam i poszłam spać. Następnego dnia ryba czuła się dobrze. Opowiadała mi o nudnym życiu w jeziorze, powiedziała mi, że ma na imię  Kermit.
Minął tydzień,  Kermit już w pełni wyzdrowiał, byłam z tego powodu szczęśliwa, a zarazem smutna, ponieważ ,,moja" rybka już będzie na wolności. Myślę, że w sumie to dobrze, bo przecież Kermit wraca do swojego domu.
Nagle złota rybka powiedziała:
-Spełnię twoje dwa życzenia.
-Ale jak to , przecież ty jesteś tylko słodką małą rybką! Potrafisz spełniać życzenia ?!
-Tak jestem magiczną rybką i spełnię te życzenia,  nawet wtedy,  kiedy  będą niewykonalne.
-Chciałabym, aby ludzie żyli w zgodzie  i żeby nie byli próżni, skąpi i też żeby nie myśleli tylko o sobie.
-Naprawdę ?! Wszyscy  chcą albo być bogaci, albo marzą o drogich samochodach... Twoje życzenie zostało spełnione, teraz drugie może teraz coś co będzie dla ,,ciebie"?
-Noo... dobra... chcę zapomnieć o tym, że rozmawiałam z tobą... Wiem jestem dziwna, ale nie chcę mieć traumy do końca życia i skończyć w psychiatryku! Nie chcę być smutna...- wymamrotałam cichym głosem.
-Twoje pierwsze zdanie nie jest chyba szczere, co nie? Ale  drugie jest chyba bardziej szczere. To, że rozmawiam z tobą zostanie tajemnicą. Czy jesteś smutna, ponieważ cię opuszczam?
-Tak, ale chcę abyś był wolny! Nie wiem jak się mam czuć..
-Dobrze, zostanę z tobą, aż się znudzę w twoim akwarium.
-Ok, to co idziemy do domu?!- powiedziałam niepewnym głosem
-No to chodźmy!-odpowiedział Kermit.
Kermit zamieszkał w akwarium, opiekowałam się nim. Moim zdaniem ta opowieść dobrzę się skończyła.
A ty co o tym myślisz?               Nicola Matysik klasa VI
 
Najszczęśliwszy człowiek
     Pewnego dnia udało mi się złowić złotą rybkę.  Byłem wtedy rybakiem, od poniedziałku do piątku chodziłem na łódkę. Było to bardzo trudne, nie chciałem tego robić, ale musiałem  zdobyć pieniądze. Zaczął się piątek, zwykły dzień jak inne. Cieszyłem się, ponieważ był to ostatni dzień przed weekendem. Wsiadłem do łódki i zobaczyłem coś na dnie, bardzo się błyszczało i było złote.        
      Złapałem szybko za wędkę i zanurzyłem do wody przynętę,  widziałem, że to coś złotego przybliża się do mnie. ,,Plusk''. Szybko zobaczyłem co to jest. Okazało się, że to  złota ryba. Pomyślałem  wtedy: ,,będę bogaty''. Usłyszałem wtedy cienki głos, przestraszyłem się, myślałem, że to wiatr. Popatrzyłem się na rybkę i okazało się, że to ona przemówiła.
-Ty rybko to powiedziałaś?
-Tak, jeżeli mnie wypuścisz to spełnię ci trzy życzenia.
Troszkę w to nie wierzyłem, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.
-Dobrze moje pierwsze życzenie to...
Musiałem to przemyśleć, ponieważ miałem  tylko trzy życzenia.
- Chciałbym mieć dużo pieniędzy.
Rybka odpowiedziała:
-Dobrze teraz masz tyle pieniędzy, ile chcesz. A teraz drugie.
-Chciałbym, żeby moja rodzina i ja nigdy nie chorowali.
-Życzenie spełnione. Teraz trzecie.
-Chciałbym być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Rybka powiedziała, że nie może tego spełnić.
Zdziwiłem się.
-Dlaczego?
-Ponieważ już jesteś i byłeś przed tym jak mnie znalazłeś.
-To chciałbym, żebyś nigdy nie umarła.
Teraz już wiem, że ta rybka nie była mi potrzebna do szczęścia. Wszystkie pieniądze oddałem potrzebującym ,ponieważ miałem już cały skarb czyli moją rodzinę . Minęły dopiero dwa dni, a ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a wszystko zawdzięczam mojej rodzinie. I nadal łowię te ryby, a jak widzę złotą rybkę to się z nią witam.
                                                                                          Kacper Łatka klasa VI
 
Złota rybka
     Pewnego dnia udało mi się złowić złotą rybkę, w pierwszej chwili ogarnął mnie strach, później odczułem dumę i zadowolenie. Ściskając rybę w dłoni nadal niedowierzającym wzrokiem wpatrywałem  się w jej złoto-jaskrawe łuski. Przez głowę przechodziły mi różne myśli o tym, co sobie będę życzył i jaki będą tego konsekwencje.
      Wreszcie, po upływie znacznej ilości czasu nastąpiła decydująca wypowiedź, a brzmiało to mniej więcej:
- Dobrze więc kim ty jesteś?-zapytałem.
- Jestem rybką złotą, która spełni twe trzy życzenia. Lecz zważaj na swe wypowiedzi, bo konsekwencje  będą straszne.
- Naprawdę, a myślałem że śnię -odpowiedziałem ze zdziwieniem i dumą napawającą moje ciało z prędkością światła. Z jeszcze większym zdziwieniem rozpocząłem dalsze rozmyślania nad wybraniem trzech odpowiednich życzeń. Pierwsza myśl to zapytanie się rybki o to, czy nie mam jej wsadzić do wody, no bo w końcu to ryba. A więc zapytałem:
- A czy ty nie chciałabyś do wody? – zapytałem.
- Chmm… tak chciałabym prosić ciebie o wiadro wody  - odpowiedziała.
- A więc dobrze, mam tu wiadro dla ciebie idealne.
Po wypowiedzeniu tych słów pospiesznie wsadziłem rybkę do wiadra. Aby rybce było jak najlepiej pytałem więc dalej czy chce czegoś więcej. Po odpowiedziach na poszczególne pytania tak lub nie, rybce było bardzo dobrze, wiec ja przeszedłem od nowa do rozmyślania nad życzeniami. Myślałem, myślałem i przestać myśleć nie mogłem. Wyobrażałem sobie, że wypowiadam życzenia i co jest dalej, jakie są tego konsekwencje. Po parunastu dobrych minutach myślę: „Dobra Michał dość tego, w końcu wymyśl te trzy życzenia i zmień swoje życie na lepsze!”
            Po tym rozkazie nastąpiła gwałtowna odpowiedź w stronę złotej rybki:
- Pierwsze dwa życzenia pomijam, ponieważ nie są mi potrzebne, chcę jedno, abyś ty po wypuszczeniu przeze mnie popłynęła do tego kto najbiedniejszy jest w tej krainie i aby on zmienił swoje życie na lepsze, by w końcu miał coś do jedzenia.
Po tych słowach wypuściłem rybkę.                                                        
                                                                                            Michał Piszczek klasa VI
Ziemia dziś
Był to rok 3000. Ludzie uznawali go, jako rok przełomu technologii, lecz także jeszcze większego oddzielenia się od siebie dwóch grup społecznych. Byli ludzie, którzy wierzyli, że technologia jest dobra. Byli również ludzie przekonani, że technologia to największe zło. Po przeminięciu tego roku i rozpoczęciu się XXXI wieku można było zobaczyć to jeszcze wyraźniej. Na Ziemi, po całkowitym jej zmodernizowaniu i po takich dokonaniach, jak na przykład osiągnięcie prędkości światła czy dokopanie się do jądra ziemi, nastał wielki głód odkrywczości. Każdy zadawał sobie jedno znaczące pytanie: - Skoro osiągnęliśmy wszystko, czego możemy jeszcze dokonać?! - pytali jedni drugich… Niektórzy ludzie myśleli o przebudowach Ziemi, a inni o dalszych wyprawach w kosmos. Jednak, byli też tacy, którzy w ogóle nie myśleli o tym zmodernizowanym i pędzącym ciągle do przodu świecie, lecz o tym, który był dawno, dawno temu.
      Oni właśnie za swoje wielkie, dobrze i uczciwie zarobione pieniądze, czyli neuro-dukaty*, budowali stare, betonowe lub czasem nawet drewniane domy z XX wieku. Ta właśnie druga grupa ludzi, miliarderów w podeszłym wieku, stanowiła ruch oporu przeciw zmodernizowanej i ich zdaniem popsutej Ziemi. To właśnie oni na działkach sprzątali wszystkie wyrzucane tam śmieci. Ponieważ jednak, oni starzy i słabi, działki duże, a przechodniów wyrzucających śmieci, zamiast do kosza to na trawnik czy chodnik, jeszcze więcej i coraz więcej każdego dnia, nie mogli oni nadążyć zbierać ich sami. Dlatego też, najpierw zatrudniali do pomocy służących, a potem dobrze wychowane dzieci. I tak, gdy jeden starzec umierał wówczas jego syn się pojawiał i zastępował go przejmując ojca obowiązki.
     Tak trwało do czasu, aż władza pierwszej elektrycznej grupy nie zbuntowała się i nie zaczęła zagrażać całej rodzinie porwaniem oraz wtrąceniem do więzienia lub nawet śmiercią. Ci, którzy obawiali się o majątki oraz swoje rodziny i własne życie, przechodzili z tak zwanej grupy XXI wieku do grupy ludzi XXXI wieku. Jednak, byli wciąż tacy, w których płomyk nadziei ciągle się tlił, dzięki czemu nadal i pomimo wszystko nie poddawali się wierząc w zwycięstwo. Niestety, zostawali oni ukarani. Jednych wtrącono do więzienia, inni w końcu pod presją popełniali samobójstwa, a jeszcze innych zabijano. I w końcu, z rzeszy tych „oporników”, z 10 tysięcy milionerów i 5 tysięcy dość bogatych wizjonerów, pozostało ich tylko około 100 najbogatszych, najbardziej zapartych w boju i najprzebieglejszych ludzi XXI wieku. I tak, jadąc w swoich samochodach, w nieustannej ucieczce, powtarzali jeden za drugim: - Kiedyś będzie lepiej, kiedyś, kiedyś… - ze smutkiem leciały te słowa z ust do ust, z uszu do uszu… Po trzech dniach, ci wszyscy wytrwali, dojechali do wybranego przez siebie miejsca, gdzie czekała już na nich wielka koparka. Natychmiast zabrali się do roboty. Zaczęli wyrzucać tony ziemi kopiąc dosyć wąski, ale ogromny w swych rozmiarach i bardzo głęboki dół. Po dwóch dobach ciężkiej i mozolnej pracy, dół osiągnął oczekiwaną głębokość 3 km w głąb ziemi. Na jego końcu mieściła się ogromna komora. Wytrwali wsiedli do zamontowanej windy, którą zjechali na sam dół rozlokowując i rozpakowując się w komorze. Następnie, otwór w odwiercie został szczelnie zamknięty wielką i ciężką klapą nie do podważenia. Z ogromnych akumulatorów i przewodów grubości uda zrobiono zasilanie dla całej podziemnej osady. Niestety, niedługo potem, do całego tego podziemia wkroczyli szpiedzy elektrycznego rządu dla których, dzięki doskonałej znajomości nowinek technologicznych, zabezpieczenia te okazały się nie być żadną przeszkodą. Nie bacząc na nic, rozpuścili w powietrzu trujący gaz, który spowodował śmierć wszystkich mieszkających w podziemiu buntowników. Nastąpiła całkowita zagłada ludzi XXI wieku!!! Tak właśnie rozpoczęła się era ludzi - robotów i era technologii, która doprowadziła do popadnięcia we wszelkie możliwe nałogi oraz uzależnienia i depresje.
    Dotknęło to również najwyższej głowy państwa i całego świata czyli urzędującego wówczas prezydenta, który podczas prowadzenia transmisji na żywo, popełnił samobójstwo przez powieszenie na oczach całego narodu. Wówczas cały świat, każdy człowiek, bez wyjątku czy to starzec, dziecko czy młodzieniec, popadł w depresję absolutną. Ludzie wieszali się, strzelali sobie pistoletami w głowę, rzucali się z budynków i mostów… Tak właśnie, w zatrważającym tempie, następował koniec świata XXXI wieku spowodowany zbyt szybkim postępem technologicznym. Michał Piszczek kl VI
*neuro-dukaty – pieniądze stworzone/wytwarzane/produkowane z neuronów słońca.
                                                           ROK SZKOLNY 2017/2018
KARTKA Z PAMIĘTNIKA
04.05.2017 r.
     Pięć dni temu stało się coś, czego nie zapomnę do końca życia. Z okazji końca roku szkolnego pojechaliśmy do lasu na Paścią Górę. Wyjechaliśmy o 9:00 razem z klasą szóstą. Kierowca autobusu wysadził nas na przystanku, musieliśmy kawałek przejść. Gdy byliśmy już w lesie zostawiliśmy rzeczy pod jodłami i poszliśmy się bawić. Podzieliliśmy się na czteroosobowe grupy. Ja byłem z Adasiem, Sebastianem i Nikodemem. Bawiliśmy się w „Gwiezdne Wojny”, wzięliśmy więc miecze świetlne (czyli gałązki) i zaczęła się „walka”. W czasie przerwy podeszli do nas: Szymon, Konrad, Kacper i Patryk. Pytali nas czy mogą się z nami bawić, zgodziliśmy się, więc oni byli przeciwko nam. W piątej minucie zabawy Szymon wyciągnął z kieszeni zapalniczkę i podpalił swoją gałązkę, żeby się wyróżnić spośród pozostałych graczy. W czasie zamachu na naszą bazę podpalił trawę.
      Ogień szybko się rozprzestrzenił. Pobiegliśmy szybko po panią nauczycielkę. Pani zadzwoniła po straż pożarną. Gdy przyjechały wozy strażackie, jeden ze strażaków wziął nas w bezpieczne miejsce, a pozostali gasili pożar. Ze strachem wróciliśmy do szkoły. Pani wpisała nam uwagi i zadzwoniła po rodziców. Przyjechali rodzice, dyrektor krzyczał na nas… Ta wycieczka skończyła się dla nas wszystkich bardzo smutno. Ale nauczyła nas, że nie wolno używać ognia podczas zabawy, a szczególnie w lesie. Jan Ankiewicz Klasa V
MAGIA
     Dzisiejszy dzień miał być zwykłym najnormalniejszym dniem. Rozpoczął się dźwiękiem głośnego budzika, którego zapomniałem wyłączyć w piątek. Wstałem z łóżka i poczułem się taki „przebudzony”. Zszedłem szybko na śniadanie i zjadłem je z wielkim apetytem. Chciałem pójść i pościelić moje łóżko, gdy nagle zacząłem lewitować. Na początku się wystraszyłem, ale później pomyślałem, że mogę wykorzystać tę moc do wielu dobrych celów. Szybko ubrałem się i wyszedłem przed dom. Powiedziałem „w górę” i zacząłem lewitować.
   Tak sobie latałem i latałem, aż tu nagle zobaczyłem, że pewien samolot ma wyciek paliwa. Pospieszyłem im z pomocą. Zabrałem ze sobą kawałek metalu, by móc zatkać dziurę. Powiedziałem „proszę o wiertarkę i cztery śruby” i je otrzymałem. Najszybciej jak mogłem przyczepiłem do samolotu metalową część i zatkałem wyciek paliwa. Wracałem do miasta, aby trochę popilnować porządku. Usłyszałem syrenę wyjącą z pobliskiego banku. Zauważyłem w nim dwójkę złodziejaszków. Wziąłem leżącą na ziemi linę i poleciałem do nich.
      Ledwo zdążyłem ich związać, ale udało mi się. Później poszedłem na „zwycięskie lody” z kolegami, by im o tym opowiedzieć. Ten dzień był niesamowity. Poszliśmy jeszcze do kina na film „Niezniszczalni II”. Kupiliśmy już bilety i popcorn i tak czekaliśmy, czekaliśmy i czekaliśmy. Wyświetlono chyba około sto reklam. Nagle zgasło światło i …….kolejna reklama. Byliśmy oburzeni. Zaczął się film. Tyle się działo. Najlepsza scena była wtedy, gdy jechali… maluchem po lotnisku i jeden mówi do drugiego: „mniejszego się nie dało?!” Ten dzień był najlepszy w moim życiu. Nigdy go nie zapomnę i chcę takich więcej. Szymon Pierzchała klasa V
Magiczna moc
    W pewnym mieście mieszkała dziewczynka o imieniu Zosia. Miała ona magiczny dar, bowiem umiała czarować. Zosia miała gadającego kota, który pomagał jej w nauce czarów . Pewnego razu podeszła do niej jakaś tajemnicza kobieta. -Jak się nazywasz- spytała kobieta . -Jestem Zosia, a pani ? -Jestem Gryzelda z krainy czarów, potrzebujemy twojej pomocy. - Dobrze, pomogę wam. Wróżka zabrała dziewczynkę do swojej krainy. Zosia zauważyła szereg domów, a na wzgórzu wielki zamek. Na ulicach była masa ludzi, niestety wszyscy chodzili smutni.
    Zosia zapytała wróżkę czemu wszyscy są smutni. Gryzelda odpowiedziała, że ich krainą rządzi zła i podstępna wiedźma . Poleciały na skraj lasu gdzie mieszkała wróżka, a gdy doleciały Zosia spytała: -Jak mam wam pomóc ? - Zosiu musisz pokonać wiedźmę! -Ale jak mam to zrobić? -Musisz to zrobić jutro o wschodzie słońca. -Dobrze zrobię to dla tej krainy- przyrzekła dziewczynka. Następnego ranka Zosia z wróżką poszła na zamek. U wrót stali dwaj strażnicy, którzy jeszcze spali, bez problemu weszły więc na dziedziniec, a później udały się prosto do wiedźmy. Zaskoczona wiedźma nawet nie próbowała się bronić i szybko została pokonana. Radość znów zapanowała na twarzach mieszkańców krainy czarów.        Zosia wróciła do domu i kontynuowała naukę czarów razem ze swoim gadającym kotem. Ilona Ledniowska Klasa V
Dokąd jedziesz, czyli podróż autostopem
       Oliwia chciała przeżyć przygodę. Spakowała plecak, pieniądze, telefon i kartkę z adresem. Miała przenocować u swojej internetowej przyjaciółki Nikoli. Dziewczynki dzieliło 713 kilometrów, a poznały się zupełnie przypadkiem przez to, że Nikola zamiast do kuzynki napisała do Oliwii. Siedziała na przystanku, gdzie często można było złapać autostop. Podjechał biały samochód, a okno otworzyła ruda kobieta o zielonych oczach. -Dokąd jedziesz?- zapytała Oliwi, która miała dzisiaj humor jak poetka. -Tam gdzie świat jest lepszy-powiedziała. -Tak dokładniej? -Tam, gdzie gwiazdy świecą wyjątkowym blaskiem-kontynuowała. -Czyli?- kobieta była zmieszana. -Tam gdzie czekają na mnie jednorożce-powiedziała            Oliwka, po czym uśmiechnęła się. -Ale teraz tak na poważnie- kobieta była zdziwiona tym w jaki sposób dziewczyna ubarwiała słowa i jak się nimi posługiwała. -Do Tomaszowa Mazowieckiego, ale może mnie pani wysadzić gdzieś wcześniej, pojadę autobusem- powiedziała. -Akurat tam jadę, wsiadaj- powiedziała, a chwilę później Oliwia siedziała już na przednim siedzeniu. -Jestem Oliwia, a pani? -Mam na imię Anna. -Skoro jest pani z Tomaszowa, to co pani robi w Biczycach? -Wracam z delegacji. -Aha. -Jeszcze po drodze musimy odebrać taką jedną Oliwię, która przyjeżdża do mojej córki na tydzień. -Zaraz, pani ma na imię Anna i ma pani córkę Nikolę?- zapytała Oliwia z niedowierzeniem. -Tak, a skąd to wiesz? -To ja jestem ta Oliwia Leśniak i ja jadę do Nikoli-zaśmiała się i tym śmiechem zaraziła panią Rybarczyk. -To się Nikosia zdziwi! Przez całą drogę (a było to około 5 godzin) rozmawiały o wszystkim i o niczym.
    Gdy dojechały do Tomaszowa Mazowieckiego pani Anna z Oliwią szybko poszły do mieszkania, dziewczynka zostawiła rzeczy w pokoju Nikoli i poszły na rynek. Tam Nikola zobaczyła Oliwię i zaczęła biec w jej stronę z otwartymi ramionami. Od wspólnego tulenia i niedowierzania, że po dwóch latach znajomości wreszcie widzą się na żywo leżały już na ziemi. Potem Oliwia i Anna przy kolacji opowiadały Nikoli i panu Krystianowi o autostopie, a oni tylko się śmiali. I tak kończy się historia Oliwi, autostopu i internetowej przyjaźni. Dominika Małek klasa VI
Magia
      Pewnego dnia wracałem ze szkoły gdy nagle zatrzymał mnie tajemniczy pan. Mężczyzna powiedział, że obdarzy mnie magicznymi mocami. Ja oczywiście mu na początku nie uwierzyłem. Wtedy odrzekł, że otrzymałem moc latania. Nagle moje nogi się uniosły, nie mogłem uwierzyć, że to jest prawda. Dowiedziałem się też, że ta moc to jedynie moc do latania (nic więcej). Nieznajomy dodał jeszcze, że ta moc będzie trwała nie dłużej niż 24 godziny. A więc poleciałem.
     Zwiedziłem prawie całe miasto. Gdy została mi jeszcze jedna godzina lotu, to pół godziny spędziłem na pomaganiu innym ludziom, a przez ostatnie pół godziny latałem sobie nad okolicą. Nagle moja moc wygasła. Gdy wylądowałem na ziemi już nie mogłem ponownie wzbić się w powietrze. Wtedy znowu spotkałem tego tajemniczego pana. Powiedział, że dziękuje mi za to, że pomagałem innym ludziom i zniknął. Poszedłem do domu i położyłem się spać, była godzina 22:30. I na tym skończyła się moja przygoda. Patryk Kmiołek klasa V
PRAWDZIWYCH PRZYJACIÓŁ POZNAJEMY W BIEDZIE
      W pewnym mieście żyła dziewczynka imieniem Aurelia. Nie miała przyjaciół ani rodzeństwa, była jedynaczką. W szkole nie miała się z kim bawić, śmiać, rozmawiać. W czwartej klasie doszła nowa dziewczynka, Ania. Na początku z Anią nikt nie chciał się bawić, tak samo jak z Aurelią. Któregoś dnia Aurelia potknęła się i przewróciła, a wszystkie zeszyty i książki wysypały się jej z plecaka. Pozostałe dzieci, które stały obok Aureli nie pomogły jej i się z niej tylko wyśmiewały. -Aurelia gapa, Aurelia gapa!!! - krzyczała Dominika. Gdy Ania tylko zobaczyła wyśmiewające się z Aureli dzieci, od razu stanęła w jej obronie. -Przestańcie sie śmiać z Aureli, każdemu zdarza się przewrócić!- powiedziała Ania i pomogła Aureli poskładać wysypane książki. -Dziękuję Aniu, bardzo mi pomogłaś. -Nie ma sprawy, w końcu po to są przyjaciele.
     Od tamtej pory Ania i Aurelia zostały przyjaciółkami. Codziennie po szkole chodziły do siebie i wspólnie odrabiały zadania domowe, wspólnie umawiały się na wycieczki rowerowe. Bardzo się cieszyły, że mieszkają obok siebie. MORAŁ Z TEGO TAKI, ŻE PRAWDZIWYCH PRZYJACIÓŁ POZNAJEMY W BIEDZIE!!! EMILIA URYGA KL. IVb
Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie
     Były sobie dwie koleżanki Kasia i Basia. Razem chodziły do szkoły, bawiły się i odrabiały lekcje. Jednym słowem były najlepszymi przyjaciółkami w okolicy. Aż pewnego dnia do szkoły przyszła nowa uczennica. Basia i Kasia bardzo się ucieszyły. Podeszły do niej i zapytały jak ma na imię, ona odpowiedziała, że ma na imię Julia. Basia zapytała gdzie mieszka, a Julia odpowiedziała, że w Trzetrzewinie. Kasia siedząca w ławce zapytała Basię o co pytała Julkę.
     Basia jednak nic nie odpowiedziała. Po południu Basia odwiedziła Julię. Bawiły się, opowiadały sobie historie, odrabiały lekcje. Robiły wszystko to, co wcześniej Basia robiła z Kasią. Następnego dnia opowiedziały wszystko Kasi. Kasi zrobiło się bardzo przykro. Po lekcjach Basia spytała się czy nie mogłaby siedzieć z Julią. Kasia pozwoliła im. Poszła do domu zapłakana i smutna.
    Po drodze przewróciła się i złamała nogę. Zadzwoniła do Basi, ale Basia nie miała czasu, ponieważ bawiła się z Julią. I oto okazało się, że „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. Oliwia Lorek Klasa IV b
Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie
     W pewnej szkole były dwie najlepsze przyjaciółki Justyna i Kaja. Rodzice Justyny od miesiąca obiecywali jej, że dostanie pieska. Justyna opowiadała o wszystkim Kai. Nadszedł dzień wyboru, zdecydowali więc, że zabiorą pieska ze schroniska. Justyna była tak zachwycona, że skakała z radości. Gdy dojechali do schroniska zobaczyli cudownego pieska o imieniu Supeł. Miał oklapnięte uszko i wyglądał uroczo.
      Po powrocie do domu Justyna, od razu zadzwoniła do Kai. -Halo, Kaja! Możesz do mnie przyjść mam małego pieska! -Przykro mi, ale nie mogę- odparła dziwnym głosem Kaja. Justyna się zdziwiła, ponieważ Kaja zawsze się cieszyła razem z nią. ,,Pewnie nie może przyjść"- pomyślała. Następnego dnia rano Justyna dostała takiego sms-a od Kai: ,,Przynieś do szkoły zdjęcie Supła, ja przyniosę zdjęcie Luny." Ucieszyła się, ponieważ pomyślała, że razem będą wychodzić na spacery. Po szkole zadzwoniła do Kai. -Kaja! Możesz wyjść przed dom, wyjdziemy na spacer z Supłem i Luną! -Dobrze! Będę za 5 minut! Dziewczynki poszły do parku oraz na plac zabaw dla psów znajdujący się niedaleko ich okolicy. Nagle w kieszeni j Justyny coś zabrzęczało. -Mama dzwoni-zawołała. -Halo, Mamo! -Córeczko wracajcie, robi się ciemno. -Musimy wracać robi się ciemno. -Justyna, patrz tam idzie Kamila moja koleżanka, obiecałam jej, że dziś do niej pójdę. Chcesz iść z nami? - Nie mogę muszę wracać do domu-odparła.
     Justyna się trochę zasmuciła, bo myślała, że Kaja z nią wróci. W połowie drogi Kamila powiedziała: -Pójdę do sklepu, poczekaj! W tej chwili Kaja potknęła się i wypuściła smycz z rąk, a wtedy Luna uciekła. Dziewczynki wszędzie jej szukały. -Nie ma jej-odparła Kaja ze łzami w oczach. Kamila się tym nie przejmowała tylko poszła do domu zostawiając Kaję samą. Obok przechodziła Justyna i usłyszała płacz. Od razu pobiegła z Supłem i zobaczyła, że na ławce siedzi Kaja. -Co się stało? -Szłam z Kamilą, potknęłam się i wypuściłam smycz. -A gdzie jest Kamila? -Poszła do domu!!! Nagle Supeł poczuł zapach Luny. Zaczął ciągnąć Justynę. Pobiegły obie za Supłem i... zobaczyły Lunę. Kaja zrozumiała, że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. Julia Jawor klasa 4bKasia i niezwykła przygoda Kasia ma 9 lat , mieszka w Poznaniu i chodzi do trzeciej klasy. Właśnie pakuje się na letnie wakacje , na które wyjeżdża z rodzicami do babci do Wrocławia. Przyjechali na peron, wsiedli do pociągu , po około dwóch godzinach podróży , witają się z babcią . - Cześć babciu ! - wołała Kasia z daleka . -Witaj wnusiu! - odpowiedziała babcia. Po przywitaniu się babcia pokazała Kasi pokój . Był śliczny , miał ściany koloru fioletowego , meble były z prawdziwego drewna , a klamki były srebrne , na podłodze był piękny dywan . Wieczorem po zjedzeniu kolacji dziewczynka miała już iść spać, gdy nagle usłyszała jakiś hałas .                  Nieznane dźwięki dochodziły spod dywanu , więc Kasia podniosła go. Zobaczyła pokrywę nie tak piękną jak cały pokój . Otworzyła ją , zobaczyła schody , zwykłe drewniane, zaczęła po nich schodzić , jednak w połowie schodów jej strój zmienił się na suknię koloru różowego ze złotym paskiem i złote pantofelki . Okazało się , że jest w krainie , w której mieszkają same wróżki , a ona jest ich królową . Co wieczór wracała , żeby tańczyć i śpiewać z nimi. Co wieczór miała inną suknię, raz to była błękitna suknia z perłowym naszyjnikiem , następnym razem srebrna suknia i tak co wieczór przez dwa miesiące. Gdy nadszedł czas przyjazdu do domu Kasia bardzo posmutniała , ale obiecała sobie , że nigdy tej przygody nie zapomni.                       Ilona Ledniowska klasa V
Magiczna historia
        To był kolejny dzień szkoły. Był bardzo słoneczny. Wstałem wcześnie. Czas w szkole upłynął mi bardzo szybko. Po wyjściu ze szkoły poszedłem z kolegami na boisko. Był to piątek więc byłem tam bardzo długo. Gdy wracałem do domu, ujrzałem w krzakach, że coś się w nich rusza. Podszedłem do nich i nagle coś z jednego wyskoczyło. Był to jakiś dziwny potworek, którego na początku się wystraszyłem, ale później zrozumiałem, że on się chce pobawić. Gdy skończyliśmy się bawić, zauważyłem, że coś świeci się w krzaku, z którego wyskoczył.
       Następnego dnia wstałem bardzo wcześnie, zjadłem śniadanie i poszedłem sprawdzić co to było. Podszedłem do tego krzaka, a on wciągnął mnie do środka. Przeteleportował mnie do dziwnej krainy, w której panowała wojna. Ludzie walczyli tam za pomocą stworków, które panowały nad wodą, piorunami i klęskami żywiołowymi. Spotkałem tam człowieka wraz z stworkiem, którego już wcześniej poznałem. Wyjaśnił, że ma na imię Profesor Oak (czyt. ołk) i że w Alabastii panuje wojna już od 10 lat. Stworek wyskoczył mi na ramię. Profesor wyjaśnił, że muszę dostać się do reaktora w centrum miasta i go zniszczyć. Stworek mój był typu elektrycznego i władał piorunami. Wyruszyłem w drogę. Na początku czekała mnie pierwsza walka z człowiekiem z zespołu R (to zespól R panował nad Alabastią). Kazałem mojemu stworkowi użyć pioruna, a on odstraszył wroga i jego stworka. Dotarłem do reaktora. Pokonałem w walce dwóch strażników i wszedłem do środka. Tam czekał na mnie wielki szef zespołu R. Miał na imię Giovani (czyt. Dżiowani). Walka z nim była bardzo ciężka. Mój stworek nie miał już sił, gdy nagle stanął przede mną wielki stwór.
     Przypominał lwa. Pokonał Giovaniego i nagle zniknął. Byłem zdziwiony. Po 15 minutach powiedziałem stworkowi, żeby strzelił piorunem w reaktor. Ledwo zdążyłem uciec. Wróciłem do domu Profesora Oaka i poszedłem spać. Następnego dnia, przed moim powrotem powiedział mi, żebym za tydzień przybył uratować kolejne miasto czyli Kanto. Cała ta przygoda była dla mnie bardzo ekscytująca. Za tydzień wrócę tam i uratuję Kanto.                Szymon Pierzchała klasa V
Odrzucony kamień, który stał się kamieniem węgielnym
     Pewnego dnia Piotrek przybył do szkoły. Piotrek był rudym piegowatym chłopcem o błękitnych oczach. Był też bardzo szczupły i inteligentny. Z powodu swojego wyglądu był często wyśmiewany. Szczególnie dokuczali mu Kuba, Jarek i Janek. Piotrek w szkole spotkał się z niezbyt miłym powitaniem. -Ej, rudy! - zaczął Kuba. -Czego chcesz, Kuba?- odpowiedział Piotrek. -Oddawaj swoje pieniądze!- krzyknął Kuba. Jako, że Piotrek nie był zbyt silny i z reguły był chłopcem do bicia, dobrowolnie oddał wszystkie swoje pieniądze. I tak dzień w dzień Piotrek był bity i szantażowany przez swoich kolegów. Mama i tata nie byli z tego powodu zadowoleni. Rodzice powiedzieli o swoim niezadowoleniu pani wychowawczyni, co tylko dolało oliwy do ognia.
       Nazajutrz Jarek i Janek ukradli Piotrkowi jedzenie i pieniądze, drugiego dnia piórnik, a dnia trzeciego plecak. Nasz bohater musiał wytrzymać z kolegami do ukończenia szkoły podstawowej ( a był już w klasie 5.) Dziesięć lat później Piotrek wydoroślał i stał się szefem firmy. Natomiast jego koledzy zostali mechanikami i spawaczami lub po prostu wylądowali na bruku. Piątego czerwca roku 2028 po dziesięciu latach ujrzał kolegów na spotkaniu klasowym. Jakub, Jarosław i Jan przeprosili Piotra za swoje zachowanie. Później utrzymywali kontakty aż do starości.       Seweryn Pajor klasa V

                                                                  ROK SZKOLNY 2016/2017

ZIMOWE SZALEŃSTWO
      Tydzień temu Wiktoria z Sylwią poszły na sanki. Wybrały początkowo małą górkę. Wiktoria zjechała z prędkością wiatru, Sylwia też szybko zjechała, ale wjechała w zaspę. Potem zjeżdżały z jeszcze większych górek. Dobrze się bawiły, jednak strasznie zmarzły, więc wróciły do domu. W domu wypiły ciepłą herbatę i poszły się ogrzać. Mama Sylwii powiedziała, żeby poszły do ogrodu lepić bałwana. Poszły więc lepić kule na bałwana. Ulepiły go i wtedy przyszły ich koleżanki Laura i Madzia. Wiktoria powiedziała, żeby zrobić bitwę na śnieżki. I zaczęła się walka. Wiktoria była z Madzią, a Laura z Sylwią. Rzucały w siebie kulkami przez godzinę dopóki nie zmarzły. Poszły więc do domu napić się gorącego kakao, a później oglądały w telewizji łyżwiarstwo figurowe. Były bardzo zadowolone. Jan Antkiewicz klasa IV
Kasia i czekolada
      W pewnym mieście mieszkała dziewczynka o imieniu Kasia. Jej marzeniem było założenie fabryki czekolady. Kasia uwielbiała jeść czekoladę, brała ją do szkoły, jadła ją prawie ciągle. Któregoś dnia dziewczynka wybrała się na łąkę, zobaczyła tam pewnego tajemniczego pana , podeszła do niego i zapytała : - Dzień dobry, kim pan jest? - Jestem czarnoksiężnikiem, mieszkam w krainie czekolady . Kasia była zachwycona i zapytała: - Zabierze mnie pan tam? - Oczywiście, ale jeśli mi powiesz czy lubisz czekoladę ? - Lubię. - W takim razie chodź ze mną. Polecieli nad lasem, nad parkiem, aż wreszcie dotarli do celu.
        W krainie czekolady wszystko było z czekolady domy, ulice, chodniki , a nawet kwiaty. Dziewczynka zaczęła jeść czekoladę, która była dookoła niej, a kiedy zjadła dwa czekoladowe kwiaty zaczął ją bardzo boleć brzuch. Wtedy czarnoksiężnik powiedział , żeby przestała jeść, ale ona nie posłuchała i dalej jadła. Czarodziej stwierdził, że musi ją odesłać do domu rodzinnego. Kiedy Kasia wróciła do domu poczuła wstręt do czekolady i już nigdy nie wzięła jej do ust. Zrezygnowała również z planów założenia fabryki czekolady.                          Ilona Ledniowska klasa IV
KRÓLESTWO Z CZEKOLADY
       Dawno, dawno temu żyła sobie księżniczka, która miała królestwo z czekolady Wszystko w nim było z czekolady i nawet poddani byli czekoladowi. Pewnego dnia na królestwo spadło nieszczęście , czekolada topniała, a księżniczka była bezradna, więc poszła do innego królestwa i zawołała: - Dobry wieczór? Czy ktoś ….tutaj jest?? Okazało się, że nikogo tam nie było, więc księżniczka błąkała się po wszystkich sąsiednich królestwach . W ostatnim królestwie landrynek ktoś się odezwał : -Witaj młoda damo , w czym mogę ci pomóc? To był smok lodu , który strzegł bram królestwa. Zasapana królewna już nic nie mówiąc usiadła na kamieniu. - Powiedz mi skąd przybywasz?- zapytał smok. -Z królestwa czekolady -odparła księżniczka.
       Wtedy smok wziął ją na swoje ramiona. Kiedy przylecieli do czekoladowego królestwa smok poszedł do katakumb i ochłodził tam atmosferę . Czekolada przestała się topić i tak królestwo zostało uratowane. Królewna była uradowana, a smok postanowił , że zostanie w królestwie z czekolady na zawsze NICOLA MATYSIK kl IV
List do ludożerców
     Biczyce, 19 V 2017r Kochani ludożercy ! We współczesnym świecie, gdy znieczulica tak często zwycięża nad ludzką wrażliwością, coraz częściej potrzebujemy ludzi chętnych do pomocy i bezinteresownych. Bardzo ważne jest to, aby nie poddawać się zataczającemu coraz większy krąg egoizmowi. Pojęcia przyjaźń, miłość są już zapomniane. Drugi człowiek tak samo jak my potrzebuje sympatii ze strony innych ludzi. Miły gest, przyjazny uśmiech- to tak niewiele, a od razu żyje się lepiej. Mam nadzieję, że zastanowicie się i zmienicie swoje niestosowne zachowanie. Pozdrawiam Was wszystkich Wasza koleżanka.                Kasia Katarzyna Rzepiel kl VI
Czekoland
        Cześć! Dziś chciałbym opowiedzieć wam o czekoladowej wyspie zwanej Czekolandem. Większość wyspy jest z czekolady. W rzekach zamiast wody płyną roztopione lody. Domy zbudowane są z twardej nietopniejącej czekolady. Ulice były zbudowane z lodocementu czyli lodów, które wylewało się płynne, a później wielkim wiatrakiem zamrażano je. Parki zamiast drzew posiadały wielkie tabliczki czekolady. Jednym z nich jest park imienia E. Wedla. Na farmach zamiast zwierząt były czekoladowe króliki. W szkołach pisano czekoladowymi długopisami w czekozeszytach. Uczniowie na drugie śniadanie zawsze jedli czekokanapki z lodoszynką.
    Na obiad spożywano najczęściej czekurczaka, czekorosół lub czekorybę. Kolacja składała się z jednego dania: tostolody z czeczupem. Mieszkańcy, gdy kładą się spać zakładają na oczy czekoladę nocną. Zapraszam was serdecznie na naszą wyspę. Spędzicie tu najciekawsze wakacje i przy okazji spróbujecie czekodań. Szymon Pierzchała kl IV
Wyprawa po Afryce
       Zaledwie wczoraj wyruszyliśmy na pustynię, a już nad ranem przebyliśmy jedną czwartą drogi. Nasza karawana składała się z pięciu wielbłądów, dwóch Arabów oraz dwóch moich przyjaciół. Podróżowaliśmy przez Saharę bardzo długo robiąc tylko cztery przerwy. Naszym celem było dotrzeć na południe Afryki. Na razie szło nam dobrze. Modliliśmy się, aby nie było burzy piaskowej. Przeszliśmy jeszcze kawałek i zobaczyliśmy pędzącego pustynnego wilka. Obejrzeliśmy się za siebie i nagle jeden z Arabów wykrzyknął: - Na pomoc! Burza! Burza się zbliża! Od razu zaczęliśmy uciekać szukając schronienia. Niestety dookoła były same wydmy. Po chwili zauważyłem piramidy i krzyknąłem: - Szybko! Schrońmy się pomiędzy tymi piramidami! Jeden z Beduinów odwrócił się i rzekł: - Burza będzie tu za niecałe pięć minut, mamy bardzo mało czasu. Posłuchaliśmy go i w mgnieniu oka byliśmy za piramidą.         Przywiązaliśmy wielbłądy, a potem mój przyjaciel dodał: - Ta burza nie potrwa długo, chociaż będziemy musieli tu trochę posiedzieć. Czekaliśmy, aż w końcu burza ustała. Posililiśmy się, a następnie udaliśmy się w dalszą podróż. Szliśmy cztery dni, aż wreszcie ujrzeliśmy miasto. Na początku myśleliśmy, że to fatamorgana, lecz ku naszemu szczęściu to naprawdę było to, do czego zmierzaliśmy. Ta przygoda była fantastyczna, chociaż trochę niebezpieczna. Beduini zostali w mieście, a my zamieszkaliśmy trochę dalej w bardzo ładnym domu. Żyło nam się dobrze i byliśmy zadowoleni z wyprawy, a także uradowani z tego, że udało nam się dotrzeć do celu podroży. Justyn Lentas kl VI
Marsjańska przygoda
      Wczoraj razem z koleżankami wylądowałam na Marsie. Nasza podróż trwała siedem dni. Nad bezpieczeństwem lotu czuwała Kasia, która znajdowała się w centrum dowodzenia. Gdy wyszłyśmy z rakiety podeszła do nas zielona postać w sukni z marsjańskiego pyłu i napisała na tablecie, który miała w ręce, robiąc przy tym rażące błędy ortograficzne tak, że pani ucząca języka polskiego by się załamała i wstawiła do dziennika jedynkę z wielkim, czerwonym wykrzyknikiem: ,,Jestem Liw i mam dwanaście lat, po co tó przybyłyście?'' -Nie mówisz? -zapytała ciekawska Olka. ,,Nie muwie''- napisała na tablecie- ,,dlaczego naruszacie mojom ziemieł, nie macie swojej?” -To wyprawa naukowa, nie mamy złych zamiarów-powiedziała Zosia, która trzymała Olkę za rękę. Nagle Liw wzbiła się w powietrze i po chwili zmieniła się w zwykłą dziewczynę. -Zacznijmy od początku. Jestem Ania i mam 10 lat. Ukrywam się przed astronautamipowiedziała. -WOW!!!Ania wróć z nami na Ziemię-zaproponowała Olka. -Oczywiście wrócę, bo tutaj już mi się samej nudzi- powiedziała. I tak właśnie zyskałyśmy przyjaciółkę.
                                  Dominika Małek klV
Podróż na Marsa
           Pewnego dnia poleciałem na Marsa, aby doświadczyć czegoś nowego. Lot na Czerwoną Planetę trwał długo, ale w końcu szczęśliwie wylądowałem . Nie wiedziałem gdzie mam iść, rozglądałem się dookoła i w oddali ujrzałem wzgórza. Udałem się więc w tym kierunku. Gdy już dotarłem na miejsce, spotkałem tam przedziwnego stwora. Miał czarne usta, jego włosy wyglądały jak zielony makaron, cały był koloru białego. Bardzo się tego stwora wystraszyłem, ukryłem się za skałą, chciałem zrobić mu zdjęcia, a wtedy ten stwór zaczął mnie gonić. Uciekałem 30 minut i się zgubiłem. Szukałem rakiety, i przypadkowo natknąłem się na wioskę tych dziwacznych stworów. Jeden z nich złapał mnie i zaczął prowadzić do króla wioski. Okazało się , że te stwory są bardzo przyjazne. Pomogły mi odnaleźć moją rakietę. Wsiadłem do niej, uruchomiłem silniki i wyruszyłem w kierunku Ziemi. Na tym skończyła się moja cudowna przygoda na Marsie.        Sebastian Kusion kl V
LIST ODYSEUSZA DO PENELOPY
         Wyspa Eolia, 01.05.235 p.n.e. Droga Penelopo! Jak się miewa Telemach? Powiedz mu, że tata niedługo wróci. A Ty jak sobie radzisz? Jeśli jest Ci ciężko napisz, bo przy dobrym wietrze dotrę do naszej ziemi za tydzień. Zrobiłem rzecz okrutną, której bardzo żałuję, ale miałem swoje powody. Olbrzymi cyklop Polifem, syn Posejdona pożarł mi dwóch towarzyszy, a potem znowu dwoje straciło życie. Mnie zostawił na deser. Ułożyłem więc chytry plan. Dałem mu wina, posmakowało wypił całe i zasnął. Wtedy wbiłem mu w oko rozżarzony patyk. Bardzo żałuję mego czynu, ale los tak chciał. Okropnym błędem było ujawnienie mu jak się nazywam. Posejdon zesłał na nas huragan. Ale się nie zamartwiaj! Pozdrów ojca mego, syna, lud cały, ale nikomu nie zdradzaj mojej zbrodni Twój oddany Odyseusz                         Dominika Małek kl V
Zimowe przygody
          Cześć jestem Adam, mam 10 lat i zaraz opowiem wam moją historię. Mam brata i siostrę. Mój tata ma na imię Paweł, mama ma na imię Małgorzata. Mój brat to Staszek, a siostra to Kasia. Pewnego dnia podczas ferii poszedłem z bratem na górkę, żeby zjeżdżać na sankach . Tata musiał być w pracy, ponieważ był policjantem, mama była w domu, a siostra pojechała na zajęcia muzyczne. Jeździliśmy sobie na sankach przy zamarzniętym jeziorku. Zjeżdżaliśmy i zjeżdżaliśmy, aż w końcu się nam znudziło i poszliśmy do domu. Poprosiliśmy mamę, żebyśmy za tydzień mogli pojechać na stok narciarski. Dni się bardzo dłużyły zanim mama się zgodziła. W czasie oczekiwania na wyjazd, a dokładnie pierwszego dnia lepiliśmy bałwana. Dzień drugi był ciekawy. Tata wcześniej niż zwykle wrócił do domu. Mama ugotowała pyszny obiad. Kasia grała na pianinie utwór „Dla Elizy” Ludwiga van Beethovena, a ja ze Staszkiem czytaliśmy książki.
        Czas oczekiwania w końcu minął, spakowaliśmy się i pojechaliśmy na stok. Zjeżdżaliśmy na nartach, było oczywiście wspaniale. Następnego dnia pojechaliśmy na kulig i lodowisko. Odwiedziliśmy też kolegów i koleżanki. Te ferie zapamiętam na długo. To była moja wspaniała historia, czekam na następne ferie. I też życzę wam drodzy czytelnicy wspaniałych ferii!    Seweryn Pajor kl IV
Zima
           Była zima . Kiedy dzieci wstając zobaczyły śnieg bardzo się uradowały i postanowiły natychmiast wyjść na dwór . Nie mogły się zdecydować w co się bawić. Chłopcy postanowili zrobić igloo, a dziewczynki poszły po łyżwy i zaczęły jeździć po lodzie. Nie!- krzyknął Staszek – to jest niebezpieczne! Dziewczynki posłuchały kolegi i poszły lepić bałwana. Zuzia powiedziała, że nie chce lepić bałwana . Ania spytała: – To co chcesz robić ? - Ja chcę jeździć na łyżwach, bardzo mi się podoba jazda po lodzie. Tak więc dziewczyny ukradkiem poszły jeździć na łyżwach. Kiedy chłopcy to zauważyli natychmiast zaczęli krzyczeć, że to niebezpieczne.
         Dziewczynki natychmiast zeszły z lodu i odstawiły łyżwy, ale Zuzia powiedziała, że nie schodzi z lodu i że jak chcą, to niech same zejdą! Dziewczyny zabrały się za lepienie drugiego bałwana, a Zuzia jeździła dalej. Nagle lód się załamał i Zuzia wpadła do zimnej wody, kiedy dzieci to zauważyły dziewczynki pobiegły po jej mamę , a chłopcy pomogli jej wydostać się z rzeki. Mama Zuzi zabrała ją do domu i dała jej ciepłe kakao. Zuzia już nigdy nie weszła na lód. Teraz wie, że to niebezpieczne. Ilona Ledniowska kl IV
Zima
        Witajcie! Mam na imię Szymon. Opowiem wam jak spędziłem zimę. Pewnego zimowego ranka popatrzyłem na kalendarz i zobaczyłem datę 23 grudnia 2016 roku. Ucieszyłem się, bo wiem, że 23 grudzień to data rozpoczęcia się kalendarzowej zimy. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do wszystkich kolegów. Powiedziałem im, że zorganizujemy zbiórkę obok szkolnego boiska. Gdy wyjrzałem przez okno zdziwiłem się. Wszystko w Biczycach Dolnych było pokryte śniegiem. Zanim poszedłem na spotkanie z kolegami ulepiłem bałwana z miotełką.
      Później poszedłem na naszą zbiórkę. Zdziwiłem się, ponieważ byłem tam tylko z Jasiem. Poczekaliśmy chwilę i już byliśmy wszyscy. Po zbiórce poszliśmy na boisko. Oczywiście nie graliśmy w piłkę. Zbudowaliśmy sobie śnieżne forty, a później po dwie bazy na drużynę. Zorganizowaliśmy walkę śnieżną. Zasady były takie: Drużyna musi zniszczyć dwie wrogie bazy, aby mieć możliwość zaatakowania bazy głównej (fortecy). Gdy ktoś dostanie śnieżką musi czekać pięć minut. Gdy już objaśniłem zasady wybraliśmy drużyny. Ja wybrałem Seweryna, Patryka i Tomka, a Jaś wybrał Sebastiana, Kubę i Michała. Rozpoczęła się pierwsza tura: zawodnicy ulepszają swoje bazy, nikt nie może odpaść. Moja drużyna wybudowała mały rów z dziurami na śnieżki, a drużyna Jasia wzmocniła fortecę.
        Nadeszła druga tura : zawodnicy mogą odpaść, bazy ani fortece nie mogą być niszczone. Z mojej drużyny dostał Tomek, a z drużyny Jasia dostał Michał. Nadciągnęła trzecia tura: bazy mogą być zniszczone, ale kwatera główna nadal nie może. W tej turze zniszczyliśmy jedną bazę, nam też zniszczyli jedną bazę. W czwartej turze można niszczyć mury. Nasze jak i wrogie mury zostały zniszczone. Piąta tura chyba najciekawsza z wszystkich tur: z mojej drużyny zostałem tylko ja, a z drużyny Jasia nikt nie odpadł. Zakradłem się powoli, trafiłem Michała i Sebastiana, podszedłem do ich bazy głównej i zacząłem ucieczkę z ich flagą.W tym czasie Jasiu pobiegł po naszą flagę i też ją ukradł, więc pobiegłem za nim i trafiłem go. Zwróciłem naszą flagę do bazy i ich flagę przejąłem. Całą tę bitwę wygraliśmy. Pierwszy dzień zimy uznaję za udany i życzę wam również wielu takich ciekawych zimowych dni.               Szymon Pierzchała kl IV

                                                            ROK SZKOLNY 2015/2016

Kiedy dostałam psa
        Był  smętny poranek początkiem lipca tego roku. Słyszałam śpiew ptaków i szum wiatru za oknem, zbierało się na deszcz. Ciemne chmury płynęły wolno za oknem, nie pamiętam godziny, ale to był już czas kiedy powinnam przygotowywać się do  szkoły. Choć były wakacje nie mogłam spać. Wydawało mi się, że ktoś albo coś wydaje jakieś dziwne odgłosy. Chociaż było prawie jasno, to bałam się wyjść spod kołdry, żeby zlokalizować ten głos. Pomyślałam, że to jakiś duch, ale zaraz sobie przypomniałam słowa taty, który mówił że duchów nie ma , przynajmniej nie takich, jak to opisują dzieci, które się nawzajem straszą. Jednak ciekawość zwyciężyła , wstałam z łóżka i cichutko zeszłam po schodach pod pokój mojej siostry.
            Siostrzyczka jeszcze smacznie spała, pomyślałam więc, że nie będę jej budzić. Ten dziwny głos był coraz bardziej wyraźny. Teraz nabrałam już pewności, że to nic strasznego, bo przypominało odgłos jakiegoś małego stworzenia. Gdy zeszłam jeszcze jedno piętro niżej, okazało się, że pod drzwiami naszego domu był mały piesek. Nie był on już tak młody, żeby potrzebować swojej mamy do przeżycia i najwidoczniej postanowił schować się przed deszczem. Ubrałam płaszcz przeciwdeszczowy i wyszłam na zewnątrz. Ostrożnie i powoli, aby go nie przestraszyć, podeszłam do pieska, wzięłam go na ręce i zaniosłam do domu. Był to pies rasy mi nie znanej, o sierści jasnobrązowego koloru . Jego ogonek wyróżniał się inną barwą od reszty ciała , gdyż był czarny. Łapki pieska były króciutkie i krzywe, zakończone długimi , zawiniętymi , czarnymi pazurkami.Szyję miał brązową, a na niej pomarańczową plamkę, przypominającą puszysty obłoczek. Mordka pieska była szpiczasta, zakończona czarnym, zawsze  mokrym noskiem , na którym znajdowały się długie wąsy. Jego małe oczy , przypominały dwa węgielki. Wzrok czworonoga był poważny i smutny. Piesek miał  bardzo długie uszy.Z początku był bardzo nieufny wobec mnie i mojej mamy, ale po poczęstowaniu go kawałkiem kiełbaski, nieco się ośmielił. Po piętnastu minutach chodził już między naszymi nogami i wesoło merdał ogonem.
            Moja siostra jak go zobaczyła nie mogła uwierzyć, że mamy pieska. Nie wiedziała skąd się u nas wziął. Zapytała mnie tylko czy to sprawka Świętego Mikołaja… Nie wie przecież, że Mikołaj nie przychodzi z prezentami w lipcu. Jednak najwyraźniej miał coś z tym wspólnego, bo psiak był przeuroczy. Postanowiłyśmy, że zwierzątko zostanie z nami. Tata zawsze lubił psy, więc kiedy wrócił do domu, od razu na to przystał. Na wszelki wypadek rozwiesiliśmy ogłoszenia o znalezieniu szczeniaczka, ale nikt się nie zgłosił, więc zwierzątko zostało z nami. Tak właśnie wyglądał dzień, w którym dostałam psa, a raczej, kiedy do nas przyszedł. Od tego czasu zwierzak, któremu nadaliśmy imię Spaik jest członkiem naszej rodziny. Każdego wieczoru kładzie się na moim łóżku i śpi ze mną przez całą noc. Zawsze chciałam mieć psa i teraz moje największe marzenie się spełniło .

                                                                              Olga Majewska kl V                                                                                 

Zdrowie to prawdziwy skarb
          Julka z bratem i rodzicami wyjeżdżała właśnie na wakacje. Wszyscy byli bardzo podekscytowani. 
Dziewczynka czekała z bagażami w samochodzie. Następnego dnia byli już na miejscu. 
- Mamo, mamo! Kiedy pójdziemy na plażę?! - Krzyczała Julia.
- Poczekaj córeczko, już wychodzimy. - Powiedziała mama.
Wszyscy świetnie się bawili. Wieczorem, gdy zrobiło się trochę chłodniej mama przypomniała, aby nie wchodzić już do wody, gdyż można było się przeziębić. Wszyscy jej posłuchali oprócz małej Juleczki. Uznała, że gdy mama nie będzie patrzyła ona wejdzie do wody. Niestety, zauważyła. 
- Och, mamo przepraszam!
- Dlaczego mnie przepraszasz? Za co?
- Przepraszam, że cię nie posłuchałam.
          Następnego dnia dziewczynka przeziębiła się i nie mogła iść z rodzicami na plażę, musiała zostać sama w hotelu.
- Mogłam posłuchać mamy - Myślała Julcia.
     Gdy wszyscy wrócili mama powiedziała jej tylko jedno:
- Zdrowie to prawdziwy skarb.
                                                    Natalia Kojs kl VI
Komputer
         Wróciłem ze szkoły i zamknąłem się w swoim pokoju. Jak zwykle włączyłem komputer. Nagle pojawił się napis "Your computer is hacking".
 Bardzo się zdenerwowałem, bo wiedziałem, że ktoś "zhakował" mi  komputer. Tata wydał na niego dużo pieniędzy, a ja nie wiedziałem jak to naprawić. Powiedziałem o wszystkim ojcu chociaż wiedziałem, że się zdenerwuje. Na następny dzień przeglądałem na komórce facebook  i nagle jakaś nieznana osoba napisała do mnie tak:
- Zmieniłem hasło do twojego komputera.
- Tak! To powiedz szybko na jakie!
- To nie jest takie proste. Musisz mi zapłacić!
Haker dał mi numer konta bankowego i kazał przelać pieniądze, jednakże nie podał interesującej go kwoty.
       Gdy tata przesłał mu drobną kwotę, policja namierzyła jego nr IP, po czym wydała nakaz aresztowania i odzyskania mojego hasła. Okazało się, że nie był to pierwszy taki przypadek. Haker oczekuje teraz na rozprawę sadową i poniesie konsekwencje swojego czynu.
                                                           Kacper Czernecki kl VI

 

Tak się zaczęła przyjaźń
        Pewnego dnia Tomek wrócił do domu bardzo smutny . Kiedy mama zapytała go co się stało chłopiec rozpłakał się i powiedział jej , że nie chce już być sam .Chodziło mu oczywiście o przyjaciela . Mama przytuliła go i zamyślona wyszła z pokoju.
Kilka dni później rodzice  zdecydowali, że kupią synowi psa. Oczywiście nie mówili mu o tym, dlatego Tomek nie wiedział , że był smutny i nieszczęśliwy. Zjadł obiad , a następnie udał się do swojego pokoju.   
        Gdy otworzył drzwiw domu czeka go miła niespodzianka . Kiedy po siedmiu godzinach w szkole wrócił zmęczony do domu nadal  wydał okrzyk radości , ponieważ siedział tam duży puszysty piesek. Tomek podbiegł do niego i go przytulił. Nazwał go Puszek z powodu jego futra .Tomek oraz jego nowy przyjaciel zaczęli się razem bawić . Chłopiec dbał o Puszka , mył go , chodził z nim na spacery i nie zapominał dawać mu jeść oraz pić.
Tak się zaczęła przyjaźń pomiędzy Tomkiem i Puszkiem. Tomek był bardzo wdzięczny rodzicom i już nigdy nie był samotny.
                                                       Justyn Lentas kl. V

Pliki Cookies

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.

Zaakceptuj i kontynuuj

Chcesz wiedzieć więcej? Zobacz: Polityka prywatności
Polityka Cookies